przy każdym większym kataklizmie w moim życiu uciekam do kościoła. jest on ciągle we mnie, ale wtedy uciekam i łapię tam oddech, tak samo jak w lasach czy na moich wschodnich polanach. teraz jednak znów uciekłam do kościoła, by odszukać swoje pogubione kawałki. by docenić moje słabości. moje zbyt szerokie serce. poszukać odciętych dłoni, które podawałam ludziom. szukam ciągle powodów, dla których nastawiam plecy na kolejne noże, szukam celu tego wszystkiego, co dzieje się, tak nagle i niespodziewanie wybucha, najpierw piękną radością, by za chwilę zamienić się w kolejną złudę i omam. wierzę w ludzi z dziecięcą pewnością, że są stworzeni do dobrych rzeczy, że nie w ich mniemaniu jest niszczenie innych. a jednak. wciąż się potykam o to, że wierzę. wciąż się potykam.
wciąż.
jeden z najbliższych mi utworów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz