Zimno. Moje okno w moim domu, który juz nie jest moim domem, nie jest tym domem z definicji moich własnych powrotów i z poczucia gniazda, które tak w sobie ukochałam i które ratowało mnie z najwiekszych zniszczeń i gruzów.
Tyle razy wracałam juz do siebie, ze kompletnie nie wiem jakie jest moje imię i w którym momencie wszechświata właśnie sie znajduje. Kiedy wydaje mi sie, ze odnalazłam juz ukochana wersje siebie, pielęgnowana i do której dążyłam, rozpadam sie znów i nie wiem. Ja juz chyba naprawdę nic o sobie nie wiem. Ciagle sie zaskakuje i ciagle pytam, szukam, rozdrapuje i rozdrabniam. Pył.
Zawsze miałam najpiękniejszy Dom, o jakim można tylko marzyć. Potem Dom znalazłam w człowieku, ale okazał sie być po latach tylko iluzja ścian i bezpieczeństwa. Jednak kochałam ten dom chyba bardziej niż siebie, a teraz kiedy nie znajduje swojego miejsca nawet we własnym łożku, to i siebie nie znam i tego widoku za oknem tez nie poznaje. Boje sie wszystkiego sto razy bardziej niż wydaje sie na zewnątrz, pod maska pewności, ze stąpam po pewnym gruncie. Nic nie jest juz dawno pewne, juz od bardzo dawna wszystkie definicje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Boje sie.
dotknęło mnie dotkliwie.
OdpowiedzUsuń