czwartek, 29 października 2015

30 pazdziernika

Zimno. Moje okno w moim domu, który juz nie jest moim domem, nie jest tym domem z definicji moich własnych powrotów i z poczucia gniazda, które tak w sobie ukochałam i które ratowało mnie z najwiekszych zniszczeń i gruzów.
Tyle razy wracałam juz do siebie, ze kompletnie nie wiem jakie jest moje imię i w którym momencie wszechświata właśnie sie znajduje. Kiedy wydaje mi sie, ze odnalazłam juz ukochana wersje siebie, pielęgnowana i do której dążyłam, rozpadam sie znów i nie wiem. Ja juz chyba naprawdę nic o sobie nie wiem. Ciagle sie zaskakuje i ciagle pytam, szukam, rozdrapuje i rozdrabniam. Pył.
Zawsze miałam najpiękniejszy Dom, o jakim można tylko marzyć. Potem Dom znalazłam w człowieku, ale okazał sie być po latach tylko iluzja ścian i bezpieczeństwa. Jednak kochałam ten dom chyba bardziej niż siebie, a teraz kiedy nie znajduje swojego miejsca nawet we własnym łożku, to i siebie nie znam i tego widoku za oknem tez nie poznaje. Boje sie wszystkiego sto razy bardziej niż wydaje sie na zewnątrz, pod maska pewności, ze stąpam po pewnym gruncie. Nic nie jest juz dawno pewne, juz od bardzo dawna wszystkie definicje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Boje sie.




wtorek, 13 października 2015

przyjdź do mnie, nie wiem zupełnie z jakiego końca świata, skądś daleko chyba, a może bardzo blisko - przyjdź do mnie

piątek, 28 sierpnia 2015

piątek, 17 lipca 2015

chciałam coś napisac, ale zagrała sharon, a to piękniejsze niż jakiekolwiek słowa


wtorek, 9 czerwca 2015

9 czerwca


A więc jestem już tu, a niedługo pojadę słuchać pięknych dźwięków, co jest dla mnie tak nierealne, jak nierealnym był powrót do domu. Jestem i kruszeję, delikatnieję.
Mogę oddychać spokojniej.

sobota, 28 marca 2015

koniec marca

wczoraj wieczorem spadł deszcz, pierwszy raz od kilku naprawdę przepięknych, ciepłych dni. spadł deszcz, a ja musiałam w nim przebiec przez dłuższą drogę. wszystko pachniało jak lato, jak jego środek i ciepły deszcz otarty o asfalt, który dawno nie dotknął wody. weszłam do domu, znalazłam na stole stare zdjęcia z osiemnastych urodzin mojego brata, miałam wtedy lat szesnaście lat i bluzkę w kropki z myszką miki, którą wyjątkowo strasznie lubiłam.

mama specjalnie poukładała je tak, by dozować emocje. najpierw wesoła rodzinka, ciocie z międzyrzeca, ja z sałatką, michał z krótkimi włosami, ja z michałem, ja z mamą, michał z mamą. ja z psotką. ja z babcią. ja z tatą. tato podnosi mnie do góry. ja tańczę z tatą. ja z tatą i babcią.

wszystko rozmywa mi się w jedno. zupełnie nie pamiętam tego dnia. zupełnie nie pamiętam wielu dni. w ogóle mam wrażenie jakbym mało co pamiętała. ta mieszanka deszczu, ciepłego zapachu lata i tych zdjęć spowodowała, że poczułam się tak, jak jakieś 6 lat temu, kiedy wszystko jeszcze miało swoje kolory, pachniało zupełnie inaczej, smakowało tak świeżo i czysto, tak niewinnie i pięknie, miało zapach lata, chodzenia boso po trawie na podleśnej i zabaw w chowanego z własnym kotem.

teraz muszę się spakować. niedługo wyjeżdżam na pół roku. to już zupełnie inny świat i jakby inne jego zasady. wszystko jest takie, że nie wyobrażałam sobie, że takie kiedykolwiek będzie. nie ma miejsca na chodzenie boso po trawie tak często, jakbym tego chciała, mieszkam w bloku, moja kotka nie żyje. brakuje mi wielu chwil, brakuje mi ich w głowie, bo czuję, że ich już tam nie ma. niewiele pozostało po tym, co było.

//